piątek, 20 września 2013

24. Kilka moich słów o Bułgarii



Dzisiejszy dzień jest koszmarem, powinnam się cieszyć w końcu to piątek, ale ja myślę: jak dobrze, że już się kończy. Jestem wściekła, nic mi dzisiaj nie wychodzi, pogoda jest do kitu, dowiedziałam się, że odwołali mi wycieczkę do Wilna na trzy tygodnie przed (no skąd ja to znam ? A czy podobnie nie było z Węgrami? ), moje przyszłoroczne plany podróżnicze już zostały zmodernizowane  i ogólnie wszystko i wszyscy mnie wkurzają. Nawet oberwało się gimbusom w tramwaju ( pomyśleć, że jeszcze 2 lata temu też byłam gimbusem, na szczęście określenie to było jeszcze wtedy nieznane J ), ale słusznie, jak zachowują się jak bydło no to ktoś musiał im zwrócić uwagę i tak padło na mnie. :> Chyba wyglądam staro, bo jeden z nich powiedział do mnie… Proszę Pani. ;)

 Ah, taa don't stress.

Ale dziś miało być o Bułgarii, a nie o narzekaniu. I będzie. O Bułgarii oczywiście. 


Więc, (a czy przypadkiem moja Pani Profesor nie pisała na tablicy 2 dni temu, że zdania nie zaczyna się od więc??? No trudno) Bułgaria jak każdy wie ( albo i nie) to taki spory kraj położony nad Morzem Czarnym. Dla typowego Polaka znana jest przede wszystkim ze Złotych Piasków i Słonecznego Brzegu. 

Na mnie Bułgaria wywarła mieszane uczucia. Ni to ładne ni to brzydkie. Na pewno trzeba powiedzieć, że  Bułgaria jest bardzo zniszczona przez komunizm i widać to gołym okiem nawet w samej Warnie. Stare, obdrapane kamienice, atmosfera i jakoś tak dziwnie. 





 Przynajmniej cerkiew mają śliczną.

Kiedy wyjeżdżam w jakieś miejsce zawsze mam zwyczaj czytania o tym w Internecie. Fora, blogi, artykuły zawsze są pomocne. Na jednym z forum jakiś facet napisał, że w Bułgarii jest tak jak było u nas w Polsce 30 lat temu. Trochę w tym racji jest. Ci ludzie mają dziwny zwyczaj zaczynania czegoś i nie kończenia. Widać to na przykładzie wielu hoteli i budynków. Zanim na dobre zacznie się budowanie już zostają opuszczone i można je dojrzeć tylko pośród krzaków i chęchów. Nie dbają również o przyrodę jaka ich otacza. Wokół porozwalane jakieś śmieci, tu dziura w chodniku a tam psy latające samopas.

Jednak  jedna rzecz, której nie można im zarzucić to gościnność i uprzejmość. Zawsze pomocni, wytłumaczą, doradzą, podpowiedzą, pogadają. Tu można spróbować różanego miodu, tam powąchać przypraw. I to jest właśnie fajne, dla mnie jest to takie największe zagłębienie się w dane miejsce. 



Wylądowałam w Bałcziku, mniej znanym kurorcie, w którym było sporo starszych osób. Bałczik nie jest typowym kurortem, nie ma prawdziwej plaży, ani dyskoteki co 5 metrów. Znany jest głównie z pięknego ogrodu botanicznego i pałacyku rumuńskiej królowej Marii. Ale o tym będzie osobny wpis J  Tak naprawdę jest to duże miasteczko, a plaża i promenada to nawet nie połowa miasta. Prawdziwa Bułgaria zaczyna się na górze, niestety nie do końca miałam okazję ją zobaczyć.





Za to na koniec muszę Wam napisać, że największe wrażenie zrobiła na mnie Rumunia. Co za cudowny kraj, ładniejszy od Bułgarii. Przed wyjazdem ostrzegali mnie, żebym uważała, bo kradną. Moja mama mówiła, żebym się nie zdziwiła kiedy po drodze skończy się asfalt, a pozostali że Rumunia to największy syf. Po powrocie wyprowadziłam ich z błędu. Były nieciekawie wyglądające bloki mieszkalne, a na wsiach widać biedę, ale Bukareszt szczerze mnie zadziwił. Gdybym nie widziała, że przejeżdżam akurat przez to miasto nigdy bym nie powiedziała, że to stolica Rumunii. Ludzie ubrani normalnie, zwyczajnie, wszędzie zielona trawka, drzewa, co kawałek nowy, bardzo ładny plac zabaw. I przede wszystkim super autostrada, lepsza niż ta u nas ;) 


Nie tylko prawdziwa, ale i piękna Bułgaria zaczyna się na górze. ;)