Pewnego dnia będąc w Czarnogórze zdecydowałam się jechać do
Budvy. Nie byłam zbytnio zadowolona z tej wycieczki, bo Czarnogórska Budva z
pewnością nie przypomina cichego i kameralnego miejsca, wprost przeciwnie, jest
to głośne miasto z olbrzymią liczbą turystów. W końcu Budva to największy i
najchętniej odwiedzany kurort w Czarnogórze. Ale jak się powiedziało A to
trzeba powiedzieć B i pojechałam.
Wjeżdżając do miasta, pierwsze co mi się rzuciło w oczy to
turyści, a dokładniej ich liczba. W myślach powiedziałam sobie: hah,
wiedziałam, że tak będzie, masa turystów (głównie Polaków) i nic więcej. Cóż,
jednak muszę przyznać, pomyliłam się… No oczywiście, turystów było pełno. Nie
było widać plaży, tylko ręczniki i parasole, ale znalazłam miejsce, tuż przy
plaży, gdzie prawie nie było ludzi. To starówka i małe, kameralne uliczki.
Uwielbiam je. Kiedy wpadłam tam z aparatem, to po kilku godzinach nie mogli
mnie stamtąd wyciągnąć.
Kierując się ku wyjściu zobaczyłam w oknie jednej z kamieniczek
obrazy. Stanęłam jak wryta. Obrazy były tak piękne. Nagle po drugiej stronie kraty
pojawiła się kobieta z blond kręconymi włosami spiętymi niedbale i z pędzlem w
ręku. Powitała mnie krótkim – hello. Porozmawiałam z nią chwilę. Na koniec dała
mi ulotkę. Z niej dowiedziałam się, że nazywa się Petrija Jovicic i pochodzi z
Serbii oraz, że jest malarką trendu
typowo nowoczesnego z lekkim wsparciem idei
sztuki współczesnej. Cokolwiek to oznacza, jej obrazy
były niesamowite.
Strasznie dawno mnie tu nie było. Niestety jestem osobą, która szybko się napala i równie szybko gaśnie, ale chcę reaktywować bloga i postaram się pisać regularnie. :)